V.R.S.
863

Ks. Stanisław Chołoniewski: o religijności wyzbytej z rozumności

„A teraz jeśli mnie Pan Dobr. zapytasz jakiego rodzaju jest to nabożenstwo p. Kunickiego?—odpowiem: Babki kruchcianej, nie umiejącej swego katechizmu. Nabożeństwo to zasadza się na klepaniu wiele długich pacierzy bez żadnej uwagi, na machinalnym tylko dopełnianiu aktów religijnych, bez tego usposobienia co czyni duszę zdolną do oddania czci Bogu in spiritu et veritate, którą zalecał Chrystus Pan Samarytance, jako jedynie mu przyjemną cześć, jedynie godną Stwórcy i rozumem obdarzonego stworzenia, przeciwny zaś temu obyczaj gromił w faryzeuszach temi słowy: Populus hic labiis me honorat, cor autem eorum longe est a me, bo gdzie nie ma zastanowienia, uwagi na to co się robi, tam i serca nie ma w takowej fabrycznej robocie. Nabożeństwo to rabińskie napastuje niekiedy i samych chrześcijan odstępujących od przepisów kościoła (…) Jak są obyczaje i nałogi machinalne, pochodzące z dziwactwa i braku prawdziwej nauki, tak bywają obyczaje i nałogi święte i rozumne, wypływające z Boskiej nauki, i te dopiero stanowią prawdziwą cnotę religijną, która nic innego nie jest, jeno pewna moc duszy (virtus) łaską wsparta, w dopełnianiu rozumem aktów nauką wiary przepisanych. Nie mojeć to zdanie ale ś-go Pawła, który tak przemawia do Rzymian: „Proszę was bracia przez miłosierdzie Boże, ażebyście wydawali ciała wasze ofiarą żyjącą, świętą, przyjemną Bogu rozumną służbę waszą: rationabile obsequium vestrum (…)

Sam pan Kunicki byłby tę rzecz [tj. czym jest odpust] jasno pojął, gdyby był w pierwszym porządnym katechizmie rozczytał tę materyą. która nie jest żadną głęboką teologią, lecz bardzo dostępną nauką najtępszym umysłom, w których rzędzie niepodobna nam mieścić takiego obywatela jak p. Kunicki. Nie byłby zatem narażony na uczęszczanie na odpusty, bez żadnej dla duszy korzyści, boć jej nie ma i nie może być nigdy tam, gdzie człowiek nie pojmuje jasno co czyni, i dlaczego czyni. Dwojakiego rodzaju są sprawy ludzkie: jedne wspólne ze zwierzętami które ślepym instynktem się rządzą, drugie właściwe tylko istotom rozumem obdarzonym. Pierwsze mogą być obojętne, lecz są bez żadnej zasługi, drugie dopiero wchodzą w poczet czynów godnych nagrody wiecznej. Dlatego prawa nauka religijna nie tylko nie jest szkodliwą pobożności, lecz przeciwnie niedostatek jednej zawsze przynosi uszczerbek drugiej. Ubóstwo ducha, któremu błogosławieństwo jest zapewnione przez Chrystusa Puna, nie jest ciemnością rozumu, brakiem światła, lecz dobrowolnym wyzuciem się z namiętności przeciwnych mądrości Bożej. Tajemnice wiary, źródło wszelkich cnót religijnych, są wyższe nad pojęcie ludzkie, lecz same sprawy chrześcijanina podpadać muszą pod sąd rozumu jego, boć to jest rzeczą jego przy wsparciu łaski, najprzód poznać prawdziwą wiarę i odróżnić ją od błędnej, po wtóre, badać czy uczynki z nią się zgadzają. Rozum więc chrześcijanina nie jest superarbitrem nauki Bożej na objawieniu opartej, lecz jest i musi być sędzią moralności spraw swoich, czyli zgodności ich z przepisami wiary i o tym obowiązku dość wyraźnie ostrzega nas święty Jan temi słowy: Najmilejsi, nie każdemu duchowi wierzcie, ale doświadczajcie duchów jeśli z Boga są. Glossa zaś Wulgaty słowo probate tak tłumaczy: examínate ad doctrinam ecclesiae; roztrząsajcie zgodność ducha tego z nauką kościoła, co jest rzeczą rozumu wiarą oświeconego, nie zaś ślepego instynktu. (…)

Przez mój wiek, także świadom tradycyj owych czasów które nam autor przed oczy stawia, śmiało twierdzę że szlachta pobożna owej epoki, zupełnie inaczej pojmowała pobożność od p. Kunickiego. Dla niego, wedle autora, religia była obyczajem, nałogiem nie nauką; przeciwnie dla szlachcica Polskiego owych czasów, religia była świętym obyczajem, rozumnym nałogiem z prawej kościelnej nauki pochodzącym, bo każdy wtedy katolik dobrze wiedział, że religia chrześcijańska rozkrzewiła się między ludźmi, z przyjęcia nauki Chrystusowej nie tylko wolą, ale i rozumem, że działanie woli bez rozumu jest czynem ślepego instynktu, kalectwem ducha ludzkiego (…) W połowie 18 wieku, jeszcze oświata encyklopedyczna nie wyrugowała była, w niższych i średnich klassach, światła chrześcijańskiego, bo dopiero pod koniec tego wieku zaraza duchowa cudzoziemska, dosięgła niektórych celniejszych rodów naszych. Za czasów p. Kunickiego, szlachta uboższa i wyższa odbierała wychowanie po szkołach i szkółkach duchownych. Wychowanie to staroświeckie nie było wprawdzie urządzone w duchu słynnej przedmowy D’Alemberta do encyklopedycznego słownika, lecz mianowicie zasadzało się na dokładnych pojęciach religii, prawodawstwa, dziejów i podań ojczystych, ożywionych ciągłą, troskliwą praktyką. Właśnie w takowym systemacie edukacyi, jakkolwiek on lichym wydawać się może obecnym postępom, religia, która się tak mocno wszczepiła w życie, nie mogła być dla szlachcica pobożnego literą martwą, nałogiem machinalnym, ani też bakalarstwem, żakostwem filozoficznym, lecz była nauką żywotną, rzeczą rozumu i serca, obyczajem człowieka, który bez obszernych wywodów teologicznych, dobrą umiał dać sprawę o swojej wierze, i wiedział dokładnie, co to jest być katolikiem, a co nim nie być. Skarb ten stał otworem tak dla najuboższego sztachetki, jak dla synów najmożniejszych rodzin, bo wówczas, tak sromano się być nieukiem w rzeczach religijnych, jak teraz wstydzimy się nie wiedzieć co są Hegel, Michelct, Edgard Quinet, Eugieniusz Sue, pani Sand, Rothschild, koleje żelazne, obroty bursy Paryskiej lub Londyńskiej, i tym podobne przedmioty progressującej epoki (…)Gdy to piszę, staje mi w myśli rzeźwy, rumiany staruszek, przyjaciel domu rodzicielskiego, półkownik S… który młodzikiem będąc, znajdował się w orszaku ks. Karola Saskiego (…) Owoż dość sobie pocieszną scenę wystawiam, gdyby na przykład tak go zapytano: „Półkowniku, kiedy nie czujesz w modlitwie podniesienia ducha, zapewnie tem się nie troszczysz?” Zdaje mi się widzieć bolesną ironią z jaką by zapewnie odpowiedział: „Mój Dobrodzieju, jegomość chciałbyś mnie jak widzę na onego Faruza wystrychnąć, modlącego się w kościele Jerozolimskim, co był wielce rad swojej modlitwie i nie troszczył się o nią, choć ona go na dudka wystroiła. Wszakże pacierz, jest to rozmowa z Panem Bogiem. W rozmowie z tak wielkiego majestatu królem, nie zważać na to co się doń mówi, i nie troszczyć się o to, byłoby to wielką niekortezyą alias grubiaństwem. Wiem, że w tej rzeczy może być defectus pochodzący z krewkości ludzkiej, i za to po skończonej modlitwie przeprasza się Pana Boga i pokornem sercem ufa się w jego miłosierdzie; lecz żeby zgoła nie troszczyć się o to, czy się przyzwoicie postępowało na tej audyencyi króla niebieskiego, toby było albo wielką furfanteryą albo faruzostwem (…) Nie każdego stanu człowiek, mój Dobrodzieju, jednako chwalić winien Pana Boga. Zakonnik i duchowny dłuższemi pacierzmi i bogomyślnym żywotem, świecki krótszą modlitwą ustną, lecz poczciwą, i trudem około obowiązków swego stanu który jest także pacierzem serdecznym byle był poświęcony Bogu. Lecz on ich nic mówi z trudzeniem i nudą, jak jegomość prawisz, lecz z wielce gorącym afektem, jak to sam doświadczyłem.” Taką sobie wystawiam gawędę mego kochanego pułkownika (…)Lecz cóż Pan Dobr. na to powiesz? oto widziałem staruszków świeckich co nawet rubryki kościelne znali, z brewiarza się modlili, wiedzieli doskonale co duplex lae i IIae classis, każdą ceremonią kościelną umieli wytłumaczyć, a cóż dopiero co jest odpust, którego nie pojmuje p. Kunicki! a nie byli to ludzie żadnej nadzwyczajnej świątobliwości, lecz zwyczajnie poczciwego rodu szlachta, co porządnie szkoły odbyła swego czasu, bo te rzeczy wówczas były popłatne po domach obywatelskich, z których większa część miała z swego łona kapłana albo zakonnika (…)Wiedzieli oni dobrze, że oschłości w modlitwie i najświętsze dusze niekiedy doznają, przez co ich Bóg do większej pokory zaprawia; lecz wiedzieli także, że u nieświętych oschłość ta najczęściej pochodzi z niedbalstwa i oziębłości ducha, z serca niepróżnego złej żądzy, że ciągły wstręt od pacierza i słowa Bożego, że ów niesmak do rzeczy duchownych jest nieomylną oznaką duszy przepojonej światem; nie mogli się więc nie troszczyć o to, a cóż dopiero cieszyć się tak podejrzaną dewocyą. (…)

Świecki człowiek stosownie do swych zdolności i obowiązków, może i powinien posiadać głęboką wiadomość religii jak kapłan, lubo nie w tenże sam sposób, bo świecki ją nabywa dla zaspokojenia potrzeb życia swego duchowego, a kapłan ją posiada nie tylko dla własnej, lecz i dla korzyści wiernych których jest pasterzem; lecz każdy z nich na właściwem sobie stanowisku, powinien się starać o najgłębszą naukę religijną, na jaką jego usposobienie dozwala: crescentes in omni scientia.(…) Liczne herezye wynikły, tak z pychy umysłowej tych, którzy nie o cnotę chrześcijańską lecz o próżną sławę uczonych ubiegali się, jak z gnuśnej zarozumiałości tych, którzy gruntowna nauką swój religii pogardzając, sądzą że uczuciowym instynktem i domysłem, machinalnem nabożeństwem, mogą się kierować w najważniejszych przygodach i obowiązkach życia. Już, to dawno postrzeżono, że lekceważenie nauki, jest właściwe epokom reakcyi, schorzałym od swawoli rozumu; po bachanaliach skażonego ducha niedowiarstwem i fałszywym światłem, następuje zwykle wstręt od rozumu i światła prawdziwego. (…)

Kościół zawsze powstawał i powstawać będzie przeciw tym dwom ostatecznościom: przeciw pysze umysłowej, i gnuśnemu otrętwieniu ducha ludzkiego, który wedle psalmisty noluit intelligere ut bene ageret; uważa go najszkodliwszym dla wiary zwłaszcza w owych czasach, kiedy nawet na wielkim szczeblu oświaty stojący człowiek, owiany jest (że tak rzekę) atmosferą kłamstwa i błędu, kiedy w ulotnych pisemkach, romansach i fraszkach literackich racyonalizm i duch kacerstwa, godzą na jego przekonanie chrześcijańskie. Chcieć więc ażeby on nie szukał głębokiego poznania religii dla utwierdzenia siebie w wierze i cnocie, ażeby przestawał na tak nazwanej foi de charbonier, wierze prostaczków bez prostoty serca i umysłu tak rzadkich w naszych czasach, jest to wysyłać żołnierza na boje, obnażywszy go wprzód ze wszelkiego oręża (…) Cóż jest bowiem rozumowanie przyzwoite w rzeczach religii? Jest to prawe użycie rozumu w dobywaniu wniosków z zasad już przyjętych przez wiarę, i dokładne dowodzenie prawdziwości tychże wniosków. Owoż ś. Paweł w swym liście do Rzymu jedenaście rozdziałów poświęca takowemu rozumowaniu, w których, z zasad podanych przez objawienie, logicznie wysnuwa całość wspaniałą religii Chrystusowej. Najdokładniejsze podobne rozumowanie zajmuje dwanaście rozdziałów listu jego do Hebrajczyków, gdzie mowa o wielkim kapłaństwie Jezusa Chrystusa. (…)A jeśli autor miał na widoku ludzi świeckich, którzy nie mają powołania apostolstwa, to niech raczy zważyć że i tym się nie godzi wzbraniać prawego użycia rozumu w rzeczach religii, stosownie do stanowiska i usposobienia każdemu właściwego. Każdy bowiem rozumujący skromnie, z umiarkowaniem, z tymi od których spodziewa się nabyć większego światła religijnego, nie w celu popisu próżności i mędrkowania, lecz dla rozwiązania sobie jakichś wątpliwości, lub zbijania błędów któremi jest otoczon, nie tylko rzecz godziwą lecz przepisaną od sumienia czyni, gdyż ś. Piotr od wszystkich wiernych bez wyjątku żąda, ażeby byli parati semper ad satisfactionem omni poscenti vos rationem de ea quae in vobis est spe (Zawżdy gotowymi będąc zadośćuczynienia każdemu domagającemu się od was sprawy o tej nadziei która w was jest); a jeśli tego zaniechają przez gnuśność i oziębłość, narażeni będą na utratę wiary wedle tych słów proroka: quia tu scientiam repulisti, repellam et te. (…)”

Biblioteka Warszawska (1846, tom II, s. 451 i nast.)